Zimowy trawers Islandii – przygotowania
Już na etapie planowania Zimowego Trawersu Islandii wiedziałyśmy, że musimy być przygotowane na cały wachlarz warunków pogodowych: od silnego mrozu, przez pluchę i deszcz, po huragany.
Islandczycy mawiają: „jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj 15 minut, a na pewno się zmieni”. Przygotowując się do Zimowego Trawersu Islandii starałyśmy się przewidzieć wszelkie, a w szczególności skrajne, warunki.

Typowo dla wypraw polarnych zabrałyśmy pulki, czyli sanie, które ciągnie się za sobą na linach, dzięki czemu nie trzeba nieść ciężaru na plecach. Co zrobić jednak na obszarach nizinnych, gdzie nie zawsze jest śnieg? To był nasz największy kłopot. Wpadłyśmy na pomysł doczepienia kółek do sań. Realizacją zajął się Kuba, mój mąż, który przygotował wózki pod sanie. Można je było montować i zdejmować w zależności od warunków.


Ponadto zabrałyśmy wytrzymały na wiatr namiot z fartuchami śnieżnymi (sprawdzony już w Norwegii i na Spitsbergenie).
W przeciwieństwie do poprzednich, polarnych wyjazdów, zabrałyśmy śpiwory z syntetycznym wypełnieniem, bardziej odpornym na wilgoć niż puch. Na wyjątkowo zimne noce miałyśmy awaryjnie dodatkowe cieniutkie śpiwory puchowe.

Miałyśmy również ubrania na rozmaite warunki: wiatro- i wodoodporne spodnie i kurtki, ciepłe bluzy.
Naszym strzałem w dziesiątkę okazało się zabranie „kaloszy”. Tak na prawdę jest to część wojskowego stroju przeciwchemicznego OP1. Takie obuwie można kupić za grosze przez internet. Początkowo myślałyśmy, że „kalosze” posłużą nam do przechodzenia strumieni. Jednak za każdym razem udawało nam się głębsze cieki obejść i znaleźć płytsze przejście. Obuwie przeciwchemiczne okazało się jednak idealne po zejściu z wyżyn, gdy deszcz lał niemal non-stop.